Plener Okręgu Krakowskiego ZPFP – Babiogórski Park Narodowy 20-23.10.22.
Motywem przewodnim pleneru była górska, październikowa jesień – mgliste wschody słońca, surowe potoki i po prostu liście.
Plener rozpoczął finisaż naszej wystawy w siedzibie Babiogórskiego Parku Narodowego, na którym prezes naszego okręgu Paweł Wrona przedstawił autorów. Każdy obecny autor powiedział o sobie kilka słów i to w jaki sposób fotografuje. Uwieńczeniem były rozmowy z autorami i pokaz diaporam, który spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem wśród osób obecnych na sali.
Po zakończonej uroczystości udaliśmy się do miejsca noclegowego, które – co tu dużo mówić – z punktu widzenia miłośników przyrody nie mogło być bardziej idealne. Las, las i jeszcze więcej lasu. Leśniczówka w Zawoi na Stonowie, skryta w najdzikszych zakamarkach Babiogórskiego Parku Narodowego pozwoliła nam być naprawdę blisko przyrody. Czego można chcieć więcej?
Późnym wieczorem, gdy część z nas rozmawiała jeszcze o minionej wystawie, nasz kolega Krzysztof już fotografował przed domkiem nocne niebo. Trzeba przyznać, że było na co patrzeć.
Drugiego dnia inspiracji szukaliśmy na Królowej Beskidów. Wstaliśmy sporo przed świtem i podekscytowani ruszyliśmy szlakiem przez las. Mówi się, że na Babiej Górze tylko wiatr jest do przewidzenia i tym razem nie było inaczej. Chmury niemal w zupełności zostały przewiane, ale trzeba przyznać, że wschód słońca okazał się lepszy niż ten, który zapowiadały prognozy – był mglisty i delikatny. W sam raz. W przerwach między zdjęciami nasz kolega z okręgu i jednocześnie przewodnik beskidzki Andrzej, opowiadał nam o szczytach i ciekawych miejscach, które widać wokół góry. Dzięki niemu, oprócz ładnych widoków dostaliśmy solidną dawkę wiedzy topograficznej. Po dotarciu na Diablak schowaliśmy się za wiatrochronem na krótką przerwę śniadaniową, a potem ruszyliśmy w dół. Ten wieczór spędziliśmy przy ognisku, tym razem nie martwiąc się wczesną pobudką – prognozy zapowiadały deszczowy świt.
Kolejny dzień rozpoczął się wczesną pobudką bez budzika. Nie padało więc dziewczyny podjęły spontaniczną decyzję by wziąć pod pachę aparaty i przejść się na pobliską polanę Stonów. Wspomagając się nawigacją z telefonu odnalazły skryte miejsce z ładnym widokiem na Babią Górę. O ile na polanie nie działo się nic szczególnego, tak w bukowym lesie udało nam się zaobserwować puszczyka uralskiego, a takie spotkanie zawsze cieszy.
Po śniadaniu, już w pełnym składzie ruszyliśmy w plener, mając w planach fotografowanie jesiennych potoków na szlaku z Zawoi Czatoża. Na Potoku Jałowiec spędziliśmy dużo czasu w wesołej atmosferze. Niestety jeden z aparatów wylądował w wodzie, co w tamtym momencie przerwało plener naszemu koledze, ale nie martwcie się – w dalszej części tej historii okaże się, że aparat nie poniósł dużych strat.
Rzut oka na prognozę pogody jasno dał nam do zrozumienia, że mamy jeszcze godzinę zanim zacznie padać. Wskoczyliśmy więc w samochody i pojechaliśmy dalej by ruszyć szlakiem nad Wodospad na Mosornym Potoku. Umieszczona w pobliżu tablica podpowiedziała nam, że jest to największy wodospad w Beskidach, powstały z warstw fliszu karpackiego. Niestety. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce zaczęło padać więc schowaliśmy sprzęty i pośpiesznym krokiem wycofaliśmy się w kierunku parkingu.
Po obiedzie deszcz zamienił się w lekką, zamgloną mżawkę więc wykorzystaliśmy ten moment na to by docenić okolicę, w której dane było nam nocować. I nie zawiedliśmy się. W tym dzikim zakątku przyroda dosłownie urzekała swym nieskażonym pięknem. Już po wyjściu z domku, nad potokiem znaleźliśmy jednego z naszych najładniejszych polskich płazów – salamandrę plamistą. Sam strumyk był równie atrakcyjny i fotogeniczny dlatego rozdzieliliśmy się by nie wchodzić sobie wzajemnie w kadry i zabraliśmy za zdjęcia.
Późnym wieczorem zabraliśmy się za przeglądanie albumów fotograficznych. Pogadaliśmy o spotkaniach okręgowych, ponarzekaliśmy na nieobecnych, którzy nie mogli być z nami, a na koniec rozpakowaliśmy rzutnik tylko po to by dowiedzieć się, że zapomnieliśmy kabla. Na szczęście w leśniczówce znalazł się telewizor, do którego podpięliśmy laptopa i który umożliwił nam oglądanie zdjęć naszych kolegów. Tomek, Adam i Paweł pochwalili się warsztatem prac, które reszta z nas z przyjemnością obejrzała. Nie, nie tak było. Oczywiście, że nie tylko sobie słodziliśmy i cukrowaliśmy. Nie zabrakło też konstruktywnej krytyki i bardzo surowej oceny jury. Tym razem wyróżnienie jednogłośnie przyznaliśmy Adamowi, za wspaniałe kadry z dudkami na płocie. Zachwyciły nas ciekawe ujęcia z fantastycznym i naturalnym światłem.
Ostatniego dnia rozdzieliliśmy się. Tomek ruszył na Babią Górę, a pozostała część grupy postanowiła obejrzeć wschód słońca z Beskidka. Na Beskidku nasz wzrok przyciągnęły młode brzozy, których jesienne liście przepięknie błyszczały w kropelkach porannej rosy.
Na szczycie każdy znalazł coś dla siebie. Adam wypatrzył krzywodzioby, a w trawie trafiło się coś dla naszego kolegi Piotra, miłośnika owadów – łatczyn brodawnik. Jak się okazało warto było być przygotowanym na wszystko i dźwigać na górę wszystkie obiektywy – od makro po teleobiektyw.
Poranek był już niemal skończony, ale wciąż mieliśmy czas i czuliśmy niedosyt więc wybraliśmy się na dalszą wycieczkę na Lachów Groń, gdzie odpoczęliśmy i zjedliśmy śniadanie. Po drodze zaobserwowaliśmy chmarę jeleni, lisa i parę innych rzeczy, które zapoczątkowały wiele nowych tematów i dyskusji związanych z przyrodą i etyką fotografii.
Wspólne fotografowanie dołożyło cegiełkę w nasze życie Okręgu Krakowskiego, nie tylko ze względu na integrację, ale też warsztat pracy – nie ma nic lepszego niż rozwijanie swoich umiejętności i uczenie się wzajemnie od ludzi o tej samej pasji.
No, a przy okazji można komuś złośliwie dociąć jak zrobi lepsze zdjęcie 🙂
Nasz plener zakończyliśmy wspólnym obiadem i ostatnim spojrzeniem na Królową Beskidów. Byle do następnego, a kto nie był – niech żałuje.